Pamiętam ten srebrny szelest, zanim jeszcze otworzyłem paczkę. Dźwięk, który zwiastował coś więcej niż tylko przekąskę – to był dźwięk wolnych sobót, beztroskich chwil, wakacji bez końca i podwórka, które pachniało kurzem i dzieciństwem.
Siedzę dziś przy biurku, z kubkiem kawy i tą samą paczką w ręku – choć teraz już pustą, znaleziona przypadkiem w antykwariacie ze starociami. To nie żart – paczka chipsów bekonowych za 99 groszy. Star Foods. Miałem wtedy może dziewięć, może dziesięć lat. Nie było wtedy TikToka, nie było smartfonów. Były za to rowery BMX, kulki, kapsle, i godziny spędzane na dworze.
To była nasza waluta dzieciństwa – 1 złoty od babci = jedna paczka chipsów i może lizak. Nie potrzebowaliśmy więcej. Czasem ktoś miał 2 złote i wtedy stawał się królem osiedla na jakieś 15 minut. Wszyscy stali wokół i liczyli: “A dasz jednego?” I wiadomo, jeden chips = przyjaźń na cały dzień.
Te chipsy miały smak nie do podrobienia. Nie chodzi tylko o smak bekonu – to był smak wolności, smak wakacji, smak lata. Nie da się go znaleźć dzisiaj, choć półki sklepowe uginają się od „smaków świata”. To był inny świat – prostszy, ciepły, hałaśliwy.
Pamiętam, jak siedzieliśmy na krawężniku z paczkami w rękach, łapy tłuste, buzie umorusane, a serca pełne radości. Obok leżały plecaki z wyciągniętymi kanapkami, których nikt nie chciał jeść. W tle ktoś grał w kapsle, ktoś inny trenował trick na deskorolce. A my – jedliśmy chipsy, piliśmy Polo Cocktę i gadaliśmy o tym, jak kiedyś kupimy sobie własne auto albo zamieszkamy w Ameryce.
Człowiek myślał, że dorosłość będzie właśnie taka – że będzie można codziennie jeść chipsy i jeździć na rowerze, a mama nie będzie krzyczeć, że za długo jesteś na dworze. Nikt nie mówił, że dorosłość to rachunki, kredyty i wieczny brak czasu.
Dziś, patrząc na tę paczkę, mam wrażenie, że czas się zatrzymał. Że wystarczy tylko zamknąć oczy, by znów poczuć ciepło słońca na karku, pył na kolanach i słony smak dzieciństwa.
Zastanawiam się, co zostało z tamtego chłopaka. Może właśnie to – wspomnienia ukryte w najmniejszych rzeczach. W paczce chipsów za 99 groszy, w melodii dzwonka rowerowego, w zapachu deszczu na gorącym chodniku.
Nie wiem, czy świat był wtedy lepszy. Ale wiem, że my byliśmy inni – prostsi, mniej zestresowani, bardziej obecni. Może dlatego ta paczka, choć pusta, jest dziś dla mnie najcenniejszym znaleziskiem. Bo przypomina, że kiedyś wystarczyło naprawdę niewiele, by być szczęśliwym.
I może, jeśli dobrze się postaramy – nadal wystarczy.