Numer 24205 – historia Jakuba Rozenweina
Na starych fotografiach obozowych patrzą na nas twarze, które kiedyś były pełne życia. Twarze ludzi takich jak my – z marzeniami, z rodzinami, z codziennymi troskami i małymi radościami. Jedną z tych twarzy jest oblicze Jakuba Rozenweina. Widzimy go w szarej, obozowej odzieży, z ogoloną głową, z numerem, który miał zastąpić jego imię. 24205 – tak brzmiała jego „tożsamość” w Auschwitz.
Ale zanim numer wymazał jego człowieczeństwo, Jakub miał swoje życie, swoje miejsce na ziemi.
Dzieciństwo i młodość w Tuszynie
Jakub Rozenwein urodził się w 1904 roku w małym miasteczku Tuszyn, niedaleko Łodzi. Tuszyn był miejscem, gdzie przez wieki mieszkali obok siebie Polacy, Żydzi, rzemieślnicy, kupcy i chłopi. To miasteczko tętniło prostym rytmem – jarmarki odbywały się na rynku, dzieci bawiły się na brukowanych uliczkach, a w szabat pachniało świeżym chlebem i ciszą modlitw.
Jakub dorastał w żydowskiej rodzinie rzemieślniczej. Od młodych lat uczył się sztuki tkactwa – zawodu, który w regionie łódzkim był niemal symbolem codzienności. Łódź, nazywana „ziemią obiecaną” przemysłu włókienniczego, była blisko, a Tuszyn również nosił w sobie ten sam oddech tkalni i krosien.
W warsztacie Jakuba pachniało lnianą nicią, słychać było rytmiczne stukanie krosna. Sąsiedzi wspominali, że był człowiekiem cichym, skromnym, zawsze gotowym do pomocy. Był jednym z tych, którzy nie wyróżniają się krzykiem ani pychą, lecz pozostają w pamięci swoją dobrocią i pracowitością.
Wojna, która zabrała świat
Wrzesień 1939 roku zmienił wszystko. Do Tuszyna wkroczyli Niemcy, a wraz z nimi przyszły rozporządzenia, zakazy, upokorzenia. Dla Żydów, takich jak Jakub i jego rodzina, życie zamieniło się w przetrwanie. Nakazy noszenia opasek z gwiazdą Dawida, konfiskaty, przymusowe prace – to była codzienność.
Tkactwo przestało być źródłem godności i chleba. Krosna ucichły, a życie Jakuba i setek innych rzemieślników zostało brutalnie przerwane. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Deportacje, przesiedlenia, transporty do obozów koncentracyjnych były początkiem końca dawnego świata.
Auschwitz – miejsce bez imienia
Portret więźnia pełen emocji po wykonaniu zdjęcia (Faces of Auschwitz)
W grudniu 1941 roku Jakub Rozenwein został deportowany do obozu Auschwitz. Tam zabrano mu wszystko – ubrania, wspomnienia, prywatność, a nawet imię. Od tej chwili miał być jedynie numerem: 24205.
Fotografie obozowe, które przetrwały, pokazują trzy ujęcia jego twarzy: z profilu, na wprost, w czapce więźniarskiej. Patrząc na nie, trudno nie poczuć chłodu – spojrzenie Jakuba jest puste, a jednocześnie pełne godności. Jakby chciał powiedzieć: „Możecie odebrać mi wszystko, ale nie odbierzecie tego, że jestem człowiekiem”.
Obozowa codzienność była piekłem. Głód, choroby, nieludzka praca, bicie, strach. Każdy dzień stawał się walką o przetrwanie, a jednak większość więźniów nie miała szans. Dla Jakuba ta walka trwała zaledwie kilka tygodni.
3 stycznia 1942 roku jego życie dobiegło końca. Nie było rodziny, która mogłaby go pożegnać. Nie było grobu, w którym można by złożyć kwiaty. Była tylko cisza i numer – 24205.
Czy naprawdę anonimowo?
Portret Bernharda Waltera / Wilhelma Brassego
Niemcy chcieli, aby więźniowie stali się anonimowi. Liczby zamiast imion, uniformy zamiast własnych ubrań, śmierć zamiast życia. Ale czy rzeczywiście Jakub zginął anonimowo?
Dziś, gdy patrzymy na jego kartę więźnia, wiemy, że za tym numerem kryła się cała historia. Dzieciństwo w Tuszynie, zapach warsztatu tkackiego, spojrzenie sąsiada, który pamięta jego uśmiech. To wszystko żyje, jeśli o tym mówimy.
Każdy numer obozowy to czyjeś marzenia i uczucia. Numer 24205 to Jakub, który mógł żyć, kochać, tworzyć. To człowiek, którego odebrano światu, ale którego pamięć przetrwała.
Obowiązek pamięci
Patrząc na jego fotografię, odczuwamy chłód, ale także obowiązek. Naszym zadaniem, jako ludzi wolnych, jest przywracać twarze i imiona tym, których próbowano wymazać z historii.
Pamięć o Jakubie Rozenweinie nie jest jedynie fragmentem historii Żydów polskich. To część naszej wspólnej pamięci – o tym, jak kruche jest życie, jak łatwo można odebrać człowiekowi godność i jak wielką wartością jest wolność.
Kiedy czytamy datę jego śmierci – 3 stycznia 1942 – myślimy o zimie tamtego roku. O mrozie, który przenikał obóz, o cierpieniu, które nie znało granic. Ale pamięć jest silniejsza niż mróz. Dopóki będziemy mówić o Jakubie, dopóty będzie żył – w naszych sercach, w naszych słowach, w naszej pamięci.
Dziedzictwo, które zobowiązuje
Tablica ze zdjęciami wielu więźniów (kolaż rejestracyjny)
Dziś, w epoce wolności, Internetu, globalizacji, mogłoby się wydawać, że takie historie należą do przeszłości. Ale każda fotografia obozowa, każde imię zapisane w archiwach, przypomina nam, że zło zaczyna się od drobnych kroków – od nienawiści, od obojętności, od odebrania człowiekowi imienia.
Historia Jakuba uczy nas, że pamięć to nie tylko wspomnienie. To zobowiązanie – abyśmy nigdy nie pozwolili, by drugi człowiek został sprowadzony do numeru.
Dlatego musimy mówić o Jakubie Rozenweinie. O jego warsztacie, o jego ciszy, o jego życiu, które przerwała wojna. Musimy pamiętać, bo tylko wtedy jego historia nie będzie anonimowa.
Podsumowanie
Jakub Rozenwein – tkacz z Tuszyna, syn prostego miasteczka, numer 24205 w Auschwitz. Żył 38 lat. Zginął w zimie 1942 roku. Dziś pozostaje w naszej pamięci nie jako numer, ale jako człowiek.
Dopóki będziemy o nim mówić, dopóty nie zginie naprawdę.